Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

7 dowodów na to, że producentom żywności nie można ufać

127 224  
283   66  
Czym człowiek różni się od świni? Mimo że na to pytanie są tysiące odpowiedzi, współcześni producenci żywności musieliby się nieźle natrudzić, by znaleźć choć jedną i nie skłamać. Niestety to, co nam serwują, sprawia, że trudno pozbyć się wrażenia, że już nawet świnie - karmione tradycyjnie przez rolników - jedzą lepiej niż my. Oto 7 sposobów, w jakie producenci żywności robią nas w wuja.

#1. No co za świnia (podrobiła kalmary)

Kalmar :)

Zacznijmy od ministerialnych przysmaków... Dziewiątym najczęściej fałszowanym produktem spożywczym są kalmary - w pewnych kręgach zapewne popularne. Unijni inspektorzy odkryli jednak, że część sprzedawanych kalmarów obok prawdziwych kalmarów nawet nie leżała - zastąpiły je... świńskie odbyty. Ponoć odpowiednio przygotowane wyglądają i smakują niemal identycznie. Nawet jeśli pogłoski o tak świńskim podrabianiu kalmarów są mocno przesadzone, to lista najczęściej fałszowanych produktów nie napawa optymizmem. Znajdują się na niej oliwa, ryby, produkty ekologiczne, mleko, miód, kawa, herbata, wino, soki - czyli rzeczy, którymi raczymy się na co dzień.

#2. Wodę to się pije...

Dlaczego większość sprzedawanego współcześnie boczku położona na rozgrzanej patelni pryska, skwierczy, strzela - słowem robi wszystko za wyjątkiem normalnego smażenia się? Ano dlatego, że przedsiębiorczy producent uznał, że boczek nie musi bynajmniej zawierać samego mięsa i tłuszczu. Można do niego równie dobrze wstrzyknąć wodę albo spreparowany chemiczny żel. Mięsa nie przybędzie. Przybędzie za to wagi. Klient zapłaci więcej, ale dostanie de facto mniej, bo produkt pośledniej - by nie powiedzieć: upośledzonej - jakości. Czy to aby nie bezczelne oszustwo? Dotyczy to nie tylko boczku, ale i każdej innej produkowanej współcześnie wędliny. Jak to jest, że jeśli w maśle jest mniej niż 82% tłuszczu mlecznego, to już nie może się nazywać masłem? A wyrób sero(nie)podobny na przykład z dodatkiem oleju roślinnego nie zostanie nazwany serem? Dlaczego więc kiełbasa zawierająca 15% mięsa to nadal kiełbasa i nikt - ze stołkowymi z Ministerstwa Rolnictwa na czele - nie widzi w tym problemu?

#3. Glazura, terakota

Świeża rybka na talerzu to luksus, za który wielu dałoby się pociąć (dwoma widelcami). Niestety każdy kto mieszka dalej niż pół godziny od morza, świeżą rybę widział co najwyżej na wakacjach (i to również pod warunkiem, że nie w smażalni w Mielnie...). Reszta kraju skazana jest na mrożonki. A to oznacza... wodę. No bo przecież rybka najlepiej czuje się w wodzie, prawda? W praktyce okazuje się, że często za ponad 50% wagi "mrożonych filetów" odpowiada woda. Wystarczy zważyć produkt przed i po rozmrożeniu, porównać to z deklaracjami nt. zawartości tzw. glazury, a potem wystosować przez zaciśnięte zęby uprzejme pytanie - dlaczego, do cholery, ów produkt nie nazywa się "zamrożona woda z dodatkiem ryby"? Ach, no tak - dlatego, że ludzie nie chcą kupować wody, tylko rybę. Ale co to za przeszkoda dla rekina rybnego kapitalizmu?

#4. Wędzone...

Unio, ach Unio, czym bez ciebie byłby dziś rynek... Unijni eksperci - przy zastraszającej, bo już bynajmniej nie zaskakującej ignorancji polskich euro(p)osłów - doszli niedawno do wniosku, że mięsa wędzone w tradycyjny sposób wchłaniają zbyt wiele szkodliwych substancji smolistych - w związku z tym należy zakazać ich produkcji. I że znacznie zdrowsze jest kąpanie mięsa w sztucznych preparatach, które mają zapewnić mięsu wędzarniany aromat. Poza tym tak jest szybciej i wygodniej, a pewnie i taniej. W efekcie wędzone mięso można dzisiaj kupić co najwyżej od sąsiada z wędzarnią w ogródku, a i to tylko jeśli się samemu dopilnuje wędzenia. Na sklepowe nie ma co liczyć. Tam królują "aromaty identyczne z naturalnymi". Tyle że chemiczne.

#5. Bez skrobi ani rusz

"Spieszymy wszystkich uspokoić - «skrobia modyfikowana» nie oznacza bynajmniej, że jest to skrobia modyfikowana genetycznie. Tylko chemicznie lub fizycznie". A że pochodzi w dużej mierze ze zbóż i tak już zatrutych GMO, to inna sprawa. Ale powiedzmy, że domniemany udział rzekomo zakazanego GMO to temat na inną dyskusję. Ciekawsze w tym momencie jest bowiem to, po co skrobia modyfikowana chociażby w jogurcie? Albo w majonezie? Albo w filetach śledziowych? Wszystkie te produkty mogłyby bez trudu obejść się bez skrobi. Tylko że dodatek ten przyspiesza produkcję. Stosowany jest jako zagęszczacz, wypełniacz - niemal wszędzie. I nawet jeśli sam w sobie nie jest szkodliwy, to każe się zastanowić, ile naturalności jest w jogurcie naturalnym (i o ilu konserwantach producent "zapomniał" wspomnieć w składzie).

#6. Spieprzyć sól?

Okazuje się, że nawet sól można spieprzyć - a potem zupełnie nic sobie z tego nie robić. Byle tylko odpowiednio postawieni mogli zarobić. Polskie standardy dały o sobie znać całkiem niedawno, kiedy okazało się, że do zakładów produkujących żywność trafiały hurtowo odpady z produkcji soli, nadające się wyłącznie do tego, by rozsypać je na drogach, kiedy zima znów zaskoczy drogowców. Czesi natychmiast wstrzymali import podejrzanych produktów z naszego kraju. A co zrobił nasz kraj? Pierwsze informacje o procederze zostały przez inspektorów sanitarnych zignorowane. A kiedy kilka lat później sprawy - dzięki dziennikarzom - już nie dało się zamieść pod dywan, GIS długo odmawiał upublicznienia listy przedsiębiorstw, które truły (lub trują nadal) ludzi. Dopiero po naciskach lista się pojawiła, ale niepełna - nie ma na niej licznych producentów wyrobów mięsnych, mleczarskich i rybnych. A wszystko to w trosce o zdrowie konsumentów...

#7. Ekościema

Płacisz trzy razy więcej za jajko, bo na opakowaniu napisano, że wesoła kura mogła sobie do woli gdakać po całym podwórku zamiast z nadąsanym dziobem siedzieć w klatce? Dobry z ciebie człowiek, ale naiwny... Nawet w tak uczciwym, wydawałoby się, kraju jak Niemcy ujawniono już niejeden przypadek, gdzie jajka fałszywie znakowano jako ekologiczne po to, by sprzedać je drożej. To, że u nas o takich przypadkach nie wiadomo, bynajmniej nie znaczy, że oszustw nie ma. Po prostu ich nie wykryto lub nie nagłośniono. Gdzie indziej okazało się, że rzekomo ekologiczne uprawy wspomagano nawozami zawierającymi rakotwórcze substancje. I nagle zdziwienie. Czyżby tak dużo droższa żywność ekologiczna z ekologią nie miała nic wspólnego? To znowu kwestia sporna. Zdaniem Food Standards Agency, brytyjskiej rządowej instytucji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo żywności, "kupowanie żywności ekologicznej jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto".

Czyżbyśmy znowu dali się wrobić?

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5

Oglądany: 127224x | Komentarzy: 66 | Okejek: 283 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało