Szukaj Pokaż menu

Demotywatory XC

107 924  
437   33  
Dzisiaj między innymi o 22-letnim potworze, który mógł sterroryzować miasto, ale na szczęście został ujęty, o misji pokojowej na Ukrainie oraz polskich wynalazcach.

#1.

Kliknij i zobacz więcej!

25 najdroższych samochodów sprzedanych na aukcjach

67 023  
242   27  
Z niektórymi samochodami jest jak z winem - im starsze, tym lepsze i droższe. Wielu kolekcjonerów sprzedałoby nawet swoje domy, by dostać jeden z poniższych unikatów.

#1. 1904 Rolls-Royce Two-Seater - 7 250 000 dolarów

1

Piekielne autentyki VI

72 485  
301   18  
Tylko dla tych, którzy lubią czytać - garść zabawnych historyjek z życia wziętych - po raz szósty.

Pracuję na stacji benzynowej - małej, prywatnej - nie mamy monitoringu.
Pewnego razu podjechało Passatem dwóch "łebków" koło dwudziestki. Kazali sobie zalać do pełna. Zatankowałem, zakręciłem korek i chciałem podejść celem pobrania należności, jednak samochód ruszył z piskiem opon i odjechał. Zdenerwowałem się strasznie, bo każda taka sytuacja to droga przez mękę - nie dość, że trzeba pokryć stratę z własnej kieszeni, to jeszcze załatwianie spraw na policji.
Niesamowicie zdziwiłem się jak mężczyzna, który wysiadł z następnego samochodu z kolejki (nie zwróciłem uwagi - był to identyczny Passat) okazał się ojcem jednego ze złodziei! Nie dość, że bardzo przeprosił i zapłacił (zaokrąglając do pełnej kwoty, tak więc mieliśmy górką jakieś 60 złotych), to rozmowę zakończył tymi słowami:
- Ja temu pierd**onemu gówniarzowi rękę przez mordę wsadzę, złapię za chu*a i wywlekę na lewą stronę! Jeban*go złodzieja chowam pod własnym dachem!

by kmdr

* * * * *


Sytuacja w sklepie ABC. Do kasy podchodzi facet, którego zachowanie wskazywało na stan upojenia alkoholowego.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Pół banana poproszę.
- Słucham?
- No, pół banana poproszę.
- Ale my tu nie sprzedajemy bananów na połówki.
- Ale, ja pół banana poproszę.
- Banany sprzedajemy tylko na sztuki.
- O ku**a sorry, pół arbuza, pół arbuza. Poje**ło mi się.

by Offspin

* * * * *


Od jakiegoś czasu zajmuję się dorywczo, w domu, przepisywaniem prac dyplomowych. Dopóki pisałem dla znajomych lub ludzi poleconych, nie było najmniejszych problemów z zapłatą, ze stawką za stronę czy za dodatkowe ilustracje, wykresy itp.
Jednak gdy wywiesiłem ogłoszenie w uczelni, niedaleko mojego bloku, miałem jedną sytuację, gdzie zawierzyłem klientce, że doniesie brakujące 50 PLN, wydałem płytkę z pracą i ślad po klientce zaginął. Wyciągnąłem więc wnioski z tej nauczki. Pisząc prace w Wordzie, robiłem kopie na dysku, a plik przed zapisaniem na CD zaopatrywałem w hasło przed otwarciem. Jeśli klientka płaciła od razu, pisałem niezmywalnym mazakiem hasło na płycie i OK.

Dwa lata temu jednak trafiłem na bardzo "bystrą" klientkę, która po umówiony odbiór pracy na płycie CD przysłała swoją siostrę. Ta nie miała pieniędzy przy sobie, więc poprosiłem by weszła i zaczekała aż ja zadzwonię do [K]lientki:
[Ja] - Witam, mam dla pani pracę już na płycie, ale pani siostra nie ma pieniążków.
[K] - A to ile miało być? 100PLN?
[Ja] - Nie, umawialiśmy się na 150 przecież, nie pamięta pani?
[K] - A bo wie pan, mam w domu takie kłopoty, że zapomniałam. Ale da pan siostrze płytę? Ja jutro wpadnę z pieniędzmi po pracy.
[Ja] - Wolałbym dzisiaj mieć zapłacone..

Po kolejnych 5 powodach, dla których klientka nie może sama odebrać, a zapłaci jutro na bank, wiedziałem na 95%, że chce mnie przekręcić nie płacąc w ogóle. Wydałem płytę, w duchu zastanawiając się kiedy odkryje zabezpieczenie i zadzwoni!

Pierwszy telefon nastąpił po około 5 minutach od wyjścia siostry z mojego mieszkania na trzecim piętrze, więc zakładam, że klientka czekała w aucie:
[Ja] - Tak, słucham?
[K] - Gówno dostaniesz, nie pieniądze! Naiwniak! Bujaj się! (śmiechy w tle, towarzystwo ubawione)
[Ja] - (po odczekaniu, aż towarzystwo się wyśmieje, ze stoickim spokojem) Dostanę pieniądze, szybciej niż pani myśli. O ile pani myśli. - I rozłączyłem się.

Po 3 godzinach telefon od klientki:
[Ja] - O, jak miło, że pani dzwoni.
[K] - Hasło!!! Jakie!!!
[Ja] - 150 złotych!
[K] - Uważaj, bo ci dam!!!
[Ja] - 170.
[K] - Ty #$%^%#@#%^&, ja cię #$%$%^^$## !!!
[Ja] - Doprawdy? Teraz cena skoczyła na 200!
[K] - Sp##$$$% !!! i trzask rzucanej słuchawki ...

Na drugi dzień, jestem w pracy i widzę na wyświetlaczu, że klientka dzwoni. Wyszedłem więc na dwór, by nie gorszyć współpracowników tymi jej krzykami, bo mój telefon ma doskonały głośnik.

[Ja] - Taaak?
[K] - No przepraszam pana, że tak się darłam wczoraj, ale MUSZĘ mieć tę pracę wydrukowaną do 12:30, bo jak nie oddam, to mi termin przepadnie i będę się bronić chyba w sierpniu.
[Ja] - (zaczynam tłumaczyć klientce, że to nie cacy tak chcieć kogoś wykiwać - tłumaczę z ironią lecz grzecznie i spokojnie, prawie już mam powiedzieć, że nie ma sprawy, każdy się ma prawo zdenerwować, niech da 150 PLN i zapomnimy o tym incydencie... na co klientka mi przerywa słowami:
[K] - Nie p**** tylko hasło dawaj!!!
[Ja] - 350!!! - I rozłączyłem się.

Po zaledwie 30 minutach dzwoni zdziwiona żona z domu, gdzie siedziała z młodszym dzieckiem i mówi, że właśnie jakaś kobieta przyniosła dla mnie w kopercie 350 PLN, przeprasza, że tak późno i prosi o jakieś hasło. Powiedziałem, że wiem i żeby jej przekazała, że hasło to jej imię. Podobno klientka miała tak wielkie oczy, kiedy usłyszała jakie jest hasło, że groził jej wytrzeszcz!

by arturion37

* * * * *


Miałam kolejny ciężki dzień na kasie. Wieczór, parka w średnim wieku. Ona damulka, on typowy cwaniak obwieszony złotem jak choinka. Na grzeczne "dzień dobry " nie odpowiedzieli i już czułam, że będzie jakaś jazda. Kasuję towar, nagle zauważyłam pasztetową bez kodu kreskowego. Ogólnie nie powinnam schodzić z kasy, ale postanowiłam być wyjątkowo miła i informuję jaśnie państwo o zaistniałym problemie. Grzecznym tonem nadmieniam, że jeśli zależy im na tym towarze, to ja szybciutko pójdę na lady "wymetkować" pasztetową.
[F]acet, [J]a.

[F]- To na co czekasz? To twój zasrany obowiązek!
[J]- Proszę o zachowanie spokoju... - ton spokojny, chociaż powiem, że mnie zatkało na moment. Za nim kolejka z 10 osób, w tym młody chłopak o wyglądzie byczka. Już słychać szmery.
[F]- I po drodze przynieś mi mak w puszce, bo w tym zasranym sklepie nic znaleźć nie można!
Zignorowałam go i pobiegłam na lady. Tam też kolejki i musiałam chwilę poczekać. Wracam, a facet czerwony ze złości zaczyna się na mnie wydzierać!
[F]- Ile można czekać?! Gdzie ten mak?
[J]- Przepraszam, ale to jest sklep samoobsługowy i w tym momencie i tak wyświadczam panu przysługę - zachowuję stoicki spokój.
[F]- W dupę sobie wsadź tą pasztetową, jak taka mądra jesteś! - klient wydaje się być bardzo z siebie zadowolony, żonka uśmiecha się z aprobatą. Nagle przepycha się do przodu "byczek", bierze do ręki pasztetową i mówi:
- Jeśli w ciągu 5 sekund nie przeprosisz tej pani, nie zapłacisz za towar i nie zabierzesz się stąd w cholerę, to sprawdzę ile tej pasztetowej zmieści się w twojej dupie.

Bez szemrania momentalnie się zabrał ze sklepu.

by Casandra

* * * * *


Dostałem informację, że w jednym z banków wysiadł bankomat i trzeba go naprawić. Pojechałem tam, wszedłem od strony pleców urządzenia i zacząłem naprawę. Na ekranie jest informacja: "BANKOMAT NIECZYNNY". Podczas pracy zgłodniałem i wyjąłem sobie kanapkę. Słyszę, że ktoś na siłę wkłada kartę, jeden raz, drugi, piąty, piętnasty. Nie wytrzymałem i wyszedłem z kanapką w ręku. Przed bankomatem stoi starsza kobieta. Mówię do niej:
- Czy nie widzi pani, że nieczynny?!!
Ona zobaczyła moją kanapkę i mówi:
- O mój Boże... To pan tam cały dzień siedzi i wydaje pieniądze?

by cichypl

* * * * *


Infolinia firmy telekomunikacyjnej godzina 3 w nocy. Dzwoni klientka po pięćdziesiątce.

Klientka: - Ja wiem, że jest 3 w nocy i tylko świry dzwonią o tej porze, ale ja muszę, po prostu muszę skorzystać z Internetu. Jest to mi pilnie potrzebne do pracy, sprawa życia i śmierci!

Ja na to wygłaszam standardową formułkę o problemach technicznych i o tym, że administratorzy już nad tym pracują.

Klientka: - Panie, mówię, że to sprawa życia i śmierci, moją armię mi w zamku już wymordowali na pewno, bo od 4 godzin się nie mogę zalogować! Wrednych sąsiadów na mapie mam, oni mają Internet, a ja nie!

Ja swoje, że pracujemy na tym, żeby awarię usunąć, ble ble...

Klientka: - No dobra, a może ja panu podam dane do konta i by mi pan wysłał wojsko na patrol, błagam pana, w zamku mam armię budowaną 3 miesiące... i takiego złamasa, co swoim wojskiem u mnie jest w 6 minut, a potężną armię ma, muszę się bardzo pilnować, a tu już 4 godziny bez Internetu!

Ja: - Niestety nie mam dostępu do Internetu i nie mogę pani pomóc.

Klientka: (już prawie płacząc) - Pier***e, nie zapłacę wam faktury, kupię monety i wykupię swoje wojsko w tawernie, mordercy!

by Sferino

* * * * *


Mały sklepik osiedlowy koło mojego domu.
Robiąc zakupy z rana czekałem w kolejce, przede mną lekko nieświeży menelik prosi przy ladzie:
- Koniak i owoce egzotyczne.
Mnie opadła szczęka, patrzę, a sprzedawczyni bez chwili wahania podaje proste wino i ogórki...
Mało co się nie udławiłem gumą.

by JJ

* * * * *

Każde studia kiedyś się kończą.
Nasze Ratownictwo Medyczne kończy się egzaminem: najpierw praktycznym, potem teoria dla tych, którzy poradzili sobie z pierwszą częścią.
Niedaleko nas egzystuje uczelnia, w której aby zdobyć tytuł licencjata wystarczy poprawnie zawiązać chustę trójkątną...
My mamy nieco większe wymagania - nie chcę, żeby kiedyś przyjechał do mnie ratownik o umiejętnościach harcerza...
Rodzi to jednak pewien stres wśród egzaminowanych...
I o tym stresie dzisiaj.

Nasi podopieczni twierdzą, że to właśnie nerwy uniemożliwiają im poprawne wykonanie zadań... Ale przecież to taki denerwujący zawód... Jeżeli nie radzisz sobie przy gumowej lalce, jak zamierzasz ratować ludzi?
Niekiedy... oryginalnie.
Student J. Stary ratownik, jeździ w karetce niemal od urodzenia. Typ gościa z ADHD, wykonuje polecenia przed ich wydaniem. Do tego nieziemsko ambitny i zmotywowany. Przez całe studia rył niczym kret górniczy, chodził na wszystkie wykłady i ćwiczenia, znał na pamięć większość podręczników...
Innymi słowy, pewny kandydat na dyplom z wyróżnieniem.

Dzień egzaminu.
Wchodzi J. Ale od wejścia stwierdzam jakąś patologię sposobu poruszania się. Lezie jakby... okrakiem, krokiem westernowym Johna Wayne′a...
- J., co jest? Nogę sobie uszkodziłeś?
- Daj spokój... Czwarty dzień mam taką srakę z nerwów, że się pozacierałem. Chodzić nie mogę, Loperamid nie pomaga...
No cóż... Przystępujemy do egzaminu. Pierwsza stacja to udrożnienie dróg oddechowych. Polecamy J. przygotować sprzęt i ze współegzaminatorem sprawdzamy w tym czasie fantom, komputer, defibrylator.
Z kąta, gdzie stoi J. dobiega nagle dźwięczna wibracja, jakby nieco metaliczna. Łapiemy się z kolegą za kieszenie - telefony milczą. Więc skąd ten dźwięk?

Otóż nasz egzaminowany ujął w rączki laryngoskop - metalową wajchę do intubacji - i zaczął się trząść ze strachu... I to właśnie ten interes tak brzęczał.
Oczywiście zdał doskonale. I nie był w stanie iść po wydostaniu się z sali... Musiał usiąść i posiedzieć.
Myślicie, że to szczyt nerwówki?

Otóż nie. Jest jeszcze B.
Pielęgniarka z jednego z okolicznych szpitali. W wieku średnim, cicha, wycofana, całe studia chowająca się za plecami innych. Teorię zdawała super, bo kuła niemożebnie. Ale przyszedł ten straszny moment, kiedy trzeba się było rozliczyć z umiejętności praktycznych...
Otwierają się drzwi.
Z daleka słychać coraz głośniejsze jęki:
- O Jezuuu.... O maaatko... O Jeeezuuu...
Ki diabeł? Kogoś rannego niosą??
Nie. To B. Wtacza się do środka zygzakiem. Podąża raz lewym, raz prawym halsem. Dociera do mnie. Proszę, żeby wylosowała scenariusz. Nie może trafić w kartkę... Cały czas jęczy, to głośniej, to ciszej...
No to pytam:
- Czy jesteś pewna, że jesteś w stanie dzisiaj zdawać ten egzamin?
- O jeeeezuuuu.... O maaatko... Ja muszę....
Przyszła ratowniczka medyczna... W akcji...

Ale nic to.
Pierwsza stacja, tym razem BEZPIECZNA defibrylacja. Jako że ta maszynka wali potężnym prądem i w niepowołanych rękach może być zabójcza, mam obsesję na punkcie bezpieczeństwa wykonania. Idealnie byłoby, żeby egzaminowany kilkakrotnie sprawdził, czy nikt nie dotyka pacjenta, szybciutko przyłożył łyżki, ocenił rytm, naładował i - po sprawdzeniu bezpieczeństwa - zdefibrylował. Idealnie.
B. klęka. Włącza sprzęt. I zaczyna grać na akordeonie...
Naciska w panice WSZYSTKIE guziki, jakie może znaleźć. Oczywiście po sekundzie słychać ostrzegawcze wycie - naładowała łyżki przed wyjęciem z maszyny. Błąd krytyczny.
Dziękuję jej i proszę o przejście do kolegi, do dróg oddechowych. Wybucha płaczem, krzyczy, że nie zdała już...
Ale idzie. U kolegi słucha zadania, po czym... mdleje i osuwa się na krzesło. Ponowne pytanie o celowość dalszego egzaminowania i ponownie błaga nas, żebyśmy pozwolili kontynuować.
Zaczyna.
Udrażnia drogi łapiąc pacjenta za.... gałki oczne...
Wpycha laryngoskop do gardzieli tak głęboko, że chowa nie tylko łyżkę, ale i całą rękojeść. Na koniec próbuje wsadzić rurkę intubacyjną... przeciwną stroną, dziwiąc się, że kołnierz jej się blokuje w krtani...
Dalej jest jeszcze gorzej. Cały czas jęczy, płacze, chwieje się...
Przy stacji urazowej zabija pacjenta.
Przy scenariuszu zabija pacjenta trzykrotnie...
Wreszcie kończymy. Ona wybucha szlochem na wieść, że oblała... Dostała równiutkie zero punktów na setkę możliwych...

A wiecie, co w tej historii jest naprawdę piekielne?
Nie nasza postawa. Nawet nie to, że osoba pracująca w Oddziale Ratunkowym nie ma pojęcia o swojej pracy...
Ale to, że przysługiwały jej jeszcze dwa podejścia!!!
Które wykorzystała skwapliwie.
Zdobywając kolejne dwa zera...
Cóż... Przynajmniej była powtarzalna w swoich osiągnięciach...

by hellraiser

* * * * *


Dawno, dawno temu, istniał w pewnym pięknym mieście wojewódzkim dobry klub metalowy i w piątek "koncertowy" zbierała się pod nim wielka czarna masa. Ponieważ normą było, szczególnie w młodszych grupach, że najpierw się znietrzeźwia, a potem dopiero do klubu wchodzi, pielgrzymowali oni zaciekle do pobliskiego dyskontu z bogatym wyborem alkoholu.

Był właśnie jeden z tych piątków, w klubie grała mało wtedy (poza niszą) znana w Polsce gwiazda pod nazwą Behemoth, więc kolejka w sklepie wyjątkowo długa, smoliście czarna, czarnym makijażem i plugawymi symbolami pokryta. Do jednego z obwieszonych skórą i metalem drabów podchodzi krucha staruszka, trąca go w ramię i pyta:
- Przepraszam, synku, mógłbyś mi kupić piwo? Nie mam siły stać w tej kolejce...
Facet skinął grzecznie, a gdy przyszła jego kolejka, wypalił do sprzedawczyni:
- Cztery Komandosy, pół litra Parkowej... i jedną Wareczkę, bo koleżanka dzisiaj dowodu nie wzięła!

by wizjerlokalny

<<< W poprzednim odcinku

301
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu 25 najdroższych samochodów sprzedanych na aukcjach
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Ludzie, którzy mieli niesamowitego farta
Przejdź do artykułu Miejska demolka ostatniego kowboja Ameryki
Przejdź do artykułu 8 koszmarnych przeczuć, które niestety się sprawdziły
Przejdź do artykułu Anegdoty z marszałkiem Piłsudskim w roli głównej
Przejdź do artykułu Liczniki i kokpity w samochodach, które wyprzedziły swoje czasy
Przejdź do artykułu Najbardziej drastyczne okładki tabloidów
Przejdź do artykułu Martin A. Couney uratował tysiące dzieci, bo nie wiedział, że to niemożliwe
Przejdź do artykułu Polacy na promocjach
Przejdź do artykułu Jak dobrze zaplanować emeryturę?

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą